Wspomnienia o ks. Jarosławie Burskim






Wspomnienie o ks. Jarosławie Burskim

Opublikowano w Polska Dziennik Łódzki dnia 15.07.2011



Żył szybko, żył intensywnie – jakby przeczuwając, że czas dany mu przez Boga do wypełnienia dobrymi uczynkami nie będzie długi. Swój apetyt na życie zaspokajał w sposób, jaki nakazywało Mu kapłańskie powołanie. Przede wszystkim przy ołtarzu i w konfesjonale. Spowiadali się u niego nie tylko mieszkańcy Wadlewa i okolicznych wsi. Po rozgrzeszenie i duchowe wsparcie przychodziły też osoby przygniecione ciężarami wielkich przewinień. Umiał słuchać, potrafił przyprowadzić człowieka do Stwórcy, który dokonywał przemiany.
Był dobrym mówcą. Jego kazania i homilie przypominały dziennikarskie felietony. Były krótkie, bogate w treści, wygłaszane soczystym, pełnym werwy językiem. Nauczył się tego podczas tworzenia i współkierowania wraz ze swoim bratem, też księdzem – Dariuszem Burskim, katolicką rozgłośnią archidiecezji łódzkiej – Emaus. Razem stworzyli znakomite radio, które nie tylko pięknie grało, ale uczyło i ewangelizowało.

Chciał przybliżać ludziom Boga przez ukazywanie piękna Jego dzieł – organizował wyjazdy nad morze i w góry, uczył pływania i jazdy na nartach. Korzystali z nich i młodzi, i najstarsi parafianie. Dla tych drugich pobyt nad Bałtykiem był często pierwszymi odwiedzinami polskiego Wybrzeża. Wracali podbudowani duchowo i wypoczęci, radośni i wdzięczni swojemu duszpasterzowi. Nie tylko za to. Cenili go za budzenie w nich zainteresowania jazzem, za spotkania z ludźmi, których oglądali na ekranach telewizorów, za prezentacje najlepszych światowych dzieł filmowych. Chciał dowieść i udało Mu się to, że życie na prowincji może być ciekawe, ubogacające serca i dusze.

Był dobrym gospodarzem. Dbał o świątynię, jej wygląd i wyposażenie. Cieszył się z witraży, które z dumą pokazywał przyjeżdżającym do Wadlewa gościom. Najwięcej przybyszów było w sierpniu, kiedy kościół i plebania pełne są pątników udających się na Jasną Górę. Na łące wokół świątyni wyrastał las namiotów, a w domu układało się do snu kilkudziesięciu księży i kleryków. Każdego ks. Jarek dokarmiał, bywało, że zapominalskich układał do snu w kancelarii pod biurkiem, łagodząc twardość podłogi babciną pierzyną. Z Wadlewa wszyscy odchodzili wzbogaceni duchowo i umocnieni fizycznie.

Pociągało Go fotografowanie, nurkowanie (kombinezon wisiał w korytarzu plebanii) i jazda motocyklem. Ta ostatnia pasja okazała się zabójcza. Z poniedziałkowej przejażdżki już nie powrócił. Parafianom i nam – Jego przyjaciołom – trudno jeszcze uwierzyć, że odszedł, że nie usłyszymy inspirujących homilii, że nie będzie wspólnych wyjazdów i spotkań. Pielgrzymi zdążający do Czarnej Madonny daremnie będą wypatrywać gościnnego i pogodnego, zawsze gotowego pomóc wadlewskiego proboszcza. Tam, gdzie odszedł, będzie oczekiwał na swoich parafian, znajomych i przyjaciół, których tak chętnie gościł u siebie...

Żegnaj, Księże Jarku. Do zobaczenia tam, gdzie jesteś!

http://www.wspomnijbliskich.pl/10599346?s_source=pplo_lodz

Przyjaciele



Msze w intencji


ks. Jarek Burski (4 kwietnia 1962r. - 11 lipca 2011r.)

opracowanie: Przyjaciele ks. Jarka ->>
stat4u